I stało się, Prezydent jednak podpisał całą ustawę z dnia 11 lipca 2014 r. o zmianie ustawy – Prawo o szkolnictwie wyższym oraz niektórych innych ustaw, pomimo poważnych wątpliwości konstytucyjnych jej przepisów przejściowych, a dokładnie przepisu art. 32, przewidującego wprowadzenie zasady retroakcji (już nawet nie retrospektywności, a retroaktywności!). Zgodnie z tym przepisem do umów w sprawie warunków odpłatności za studia lub usługi edukacyjne, o których mowa w art. 99 ust. 1 ustawy, o której mowa w art. 1, zawartych przed dniem wejścia w życie niniejszej ustawy stosuje się przepis art. 160a ust. 7 ustawy, o której mowa w art. 1, w brzmieniu nadanym niniejszą ustawą.
Ustawa wchodzi w życie z dniem 01.10.2014r., wskutek wyjątkowego pośpiechu Ustawodawcy. Posiedzenie Senatu wyznaczono ad hoc, aby przegłosować ustawę bez poprawek, ad hoc dlatego, że na witrynie internetowej Senatu nawet śladu nie było informacji o wprowadzeniu tego do porządku obrad. Jednego dnia komisja przyjęła projekt bez poprawek, następnego dnia uzupełniono porządek obrad Senatu właśnie o punkt dotyczący tego projektu. Oczywiście senatorowie stwierdzili, że projekt nie jest bez wad, że nie jest doskonały, że wymaga poprawek, ale można to przecież zrobić później w drodze nowelizacji. Sory, skoro tak się tworzy prawo... dlatego też czytamy co jakiś czas w Rzepie, czy GP narzekania Sędziów TK o słabym poziomie legislacji, a my praktycy narzekamy na liczne nowelizacje, w których trudno się połapać.
Cóż, gdy pojawi się pierwsze orzeczenie na podstawie przepisu art. 32 cytowanej ustawy, sprawa zostanie wyczerpana w II instancji, bardzo chętnie sporządzę skargę konstytucyjną.
Na marginesie zauważyć trzeba, że w treści uzasadnienia projektu nie ma nawet śladu usprawiedliwienia, dlaczego Ustawodawca zastosował retroakcję i objął przepisami nowej ustawy sytuacje zaszłe, ale zaszłe tak dalece, że nie wiadomo, gdzie jest granica. Ustawodawca bowiem owej granicy nie postawił, nowela obejmuje więc także stosunki prawne zakończone już przed dniem wejścia w życie ustawy, ale jak daleko sięga ta regulacja - nie wiadomo, może nawet do roku 1990r., kiedy pojawiły się umowy o odpłatności za studia w ustawie z 12.09.1990r. o szkolnictwie wyższym, w której przewidziano możliwość odpłatności za studia (vide art. 23).
Należy wszak rozróżnić retroakcję od retrospekcji. Gdy Ustawodawca decyduje się wprowadzić retroakcję musi to wyjątkowo precyzyjnie uzasadnić, wyważyć różne sprzeczne interesy, chronione wartości, wytłumaczyć dlaczego nowa regulacja ma się posuwać tak daleko wstecz. Wytłumaczyć co z zasadą ochrony praw nabytych i dlaczego nie dozna ona uszczerbku, albo przynajmniej jakie inne wartości zasługują na większą aprobatę i ochronę. Tymczasem w uzasadnieniu tego projektu nie ma ani jednego zdania, słowa wręcz o konieczności wprowadzenia retroakcji za pomocą przepisu art. 32 tej ustawy.
I choć całą nowelizację należy ocenić bardzo dobrze, jako wyjątkowo postępową, to zazwyczaj problemy stwarzają takie małe ułomności ustawowe. Sprawa niewątpliwie doczeka się finału w Trybunale Konstytucyjnym, wówczas Sąd Najwyższy prawdopodobnie będzie zmuszony ponownie się wypowiedzieć w przedmiocie terminu przedawnienia roszczeń z umów o warunkach odpłatności za studia. Bo w październiku prawdopodobnie podejmie uchwałę zgodną z nowym, retroaktywnym przepisem. Gdy zaś TK deroguje niekonstytucyjny przepis, pojawi się konieczność nowej uchwały SN.
Póki co obserwujemy sytuację.
Ustawa wchodzi w życie z dniem 01.10.2014r., wskutek wyjątkowego pośpiechu Ustawodawcy. Posiedzenie Senatu wyznaczono ad hoc, aby przegłosować ustawę bez poprawek, ad hoc dlatego, że na witrynie internetowej Senatu nawet śladu nie było informacji o wprowadzeniu tego do porządku obrad. Jednego dnia komisja przyjęła projekt bez poprawek, następnego dnia uzupełniono porządek obrad Senatu właśnie o punkt dotyczący tego projektu. Oczywiście senatorowie stwierdzili, że projekt nie jest bez wad, że nie jest doskonały, że wymaga poprawek, ale można to przecież zrobić później w drodze nowelizacji. Sory, skoro tak się tworzy prawo... dlatego też czytamy co jakiś czas w Rzepie, czy GP narzekania Sędziów TK o słabym poziomie legislacji, a my praktycy narzekamy na liczne nowelizacje, w których trudno się połapać.
Cóż, gdy pojawi się pierwsze orzeczenie na podstawie przepisu art. 32 cytowanej ustawy, sprawa zostanie wyczerpana w II instancji, bardzo chętnie sporządzę skargę konstytucyjną.
Na marginesie zauważyć trzeba, że w treści uzasadnienia projektu nie ma nawet śladu usprawiedliwienia, dlaczego Ustawodawca zastosował retroakcję i objął przepisami nowej ustawy sytuacje zaszłe, ale zaszłe tak dalece, że nie wiadomo, gdzie jest granica. Ustawodawca bowiem owej granicy nie postawił, nowela obejmuje więc także stosunki prawne zakończone już przed dniem wejścia w życie ustawy, ale jak daleko sięga ta regulacja - nie wiadomo, może nawet do roku 1990r., kiedy pojawiły się umowy o odpłatności za studia w ustawie z 12.09.1990r. o szkolnictwie wyższym, w której przewidziano możliwość odpłatności za studia (vide art. 23).
Należy wszak rozróżnić retroakcję od retrospekcji. Gdy Ustawodawca decyduje się wprowadzić retroakcję musi to wyjątkowo precyzyjnie uzasadnić, wyważyć różne sprzeczne interesy, chronione wartości, wytłumaczyć dlaczego nowa regulacja ma się posuwać tak daleko wstecz. Wytłumaczyć co z zasadą ochrony praw nabytych i dlaczego nie dozna ona uszczerbku, albo przynajmniej jakie inne wartości zasługują na większą aprobatę i ochronę. Tymczasem w uzasadnieniu tego projektu nie ma ani jednego zdania, słowa wręcz o konieczności wprowadzenia retroakcji za pomocą przepisu art. 32 tej ustawy.
I choć całą nowelizację należy ocenić bardzo dobrze, jako wyjątkowo postępową, to zazwyczaj problemy stwarzają takie małe ułomności ustawowe. Sprawa niewątpliwie doczeka się finału w Trybunale Konstytucyjnym, wówczas Sąd Najwyższy prawdopodobnie będzie zmuszony ponownie się wypowiedzieć w przedmiocie terminu przedawnienia roszczeń z umów o warunkach odpłatności za studia. Bo w październiku prawdopodobnie podejmie uchwałę zgodną z nowym, retroaktywnym przepisem. Gdy zaś TK deroguje niekonstytucyjny przepis, pojawi się konieczność nowej uchwały SN.
Póki co obserwujemy sytuację.